I. olejek rycynowy + żółtko (zwykle brałam 2 żółtka)
Tej prostej mieszanki używałam najczęściej. Nakładałam ją na włosy jak wiedziałam, że tego dnia nie muszę nigdzie wychodzić, ponieważ ciężko jest wydłubać resztki żółtka z włosów... Aha, maseczkę zawsze stosowałam na włosy "do mycia" a nie na umyte. Jakoś lepiej (bezpieczniej?) się tak czułam.
Z tak nałożoną mieszanką pod czepkiem i ręcznikiem siedziałam różnie:
- ponad 3 godziny - wg mnie to za dużo. Moje włosy szybko wszystko wchłaniają, więc niepotrzebnie się kisiły pod ręcznikiem. Po zdjęciu czepka miałam zastygłą masę na głowie. Ciężko było ją zmiękczyć, siedziałam chyba z pół godziny z głową w dół, mocząc włosy. Efekty były takie same jak przy krótszym trzymaniu, jednak więcej żółtka do dłubania.
- 40-60 minut - najlepszy czas dla mnie. Włosy po zmyciu są błyszczące i sypkie. Żółtko zdąży zastygnąć na głowie i trzeba chwilę moczyć, ale nie ma takiej strasznej maski jak przy dłuższym zostawieniu mieszanki na głowie :)
Po dłuższym użytkowaniu ta wersja była dla mnie zbyt uciążliwa (ze względu na resztki żółtka), więc zaczęłam ją ulepszać.
II. olejek rycynowy + 1 żółtko + sok z cytryny
Moja ulubiona wersja! Sok z cytryny poprawia konsystencję, łatwiej się wszystko nakłada, więc można zrezygnować z jednego żółtka :) Włosy są po niej cudoowne! Na zdjęciu widać jaki nadaje błysk i kolor (przy dłuższym stosowaniu moje włosy dostawały miedzianych refleksów - uwielbiam ten efekt!).
III. olejek rycynowy + maska Kallos latte + sok z cytryny (wersja kiedy jestem wkurzona na żółtko :) )
Kallos latte jest w tej mieszance dlatego, że strasznie jej nie lubię... Nakładana solo bardzo obciąża moje włosy, a kupiłam duże opakowanie i jakoś muszę je zużyć ;p Dzięki temu nie muszę dodawać żółtka. Konsystencja jest rzadsza, więc zwykle nakładam czepek. Tej maseczki nie trzymam długo, max 40 minut. I podobnie jak przy wersji I, nakładam w wolny dzień, na wszelki wypadek, żeby nie było widać obciążenia.
Wszystkie wersje sprawiają, że moje włosy stają się sypkie i błyszczące. Najbardziej miękkie są po wersji z maską Kallos latte, a więcej błysku dostają po wersji II.
Teraz do mnie dotarło, że baardzo dawno nie stosowałam żadnej mieszanki. Studia zabrały mi cały wolny czas, a później zajęłam się innymi olejami ;) W tym tygodniu zdecydowanie muszę przygotować którąś wersję! Muszę zużyć Kallosa, więc pewnie będzie to wersja III, ale z większą ilością cytryny :)
Znacie może jakieś sposoby na wykorzystanie maski latte? Ona u mnie zdaje się nie mieć dna :)
Ania
II. olejek rycynowy + 1 żółtko + sok z cytryny
Moja ulubiona wersja! Sok z cytryny poprawia konsystencję, łatwiej się wszystko nakłada, więc można zrezygnować z jednego żółtka :) Włosy są po niej cudoowne! Na zdjęciu widać jaki nadaje błysk i kolor (przy dłuższym stosowaniu moje włosy dostawały miedzianych refleksów - uwielbiam ten efekt!).
Kallos latte jest w tej mieszance dlatego, że strasznie jej nie lubię... Nakładana solo bardzo obciąża moje włosy, a kupiłam duże opakowanie i jakoś muszę je zużyć ;p Dzięki temu nie muszę dodawać żółtka. Konsystencja jest rzadsza, więc zwykle nakładam czepek. Tej maseczki nie trzymam długo, max 40 minut. I podobnie jak przy wersji I, nakładam w wolny dzień, na wszelki wypadek, żeby nie było widać obciążenia.
Wszystkie wersje sprawiają, że moje włosy stają się sypkie i błyszczące. Najbardziej miękkie są po wersji z maską Kallos latte, a więcej błysku dostają po wersji II.
Teraz do mnie dotarło, że baardzo dawno nie stosowałam żadnej mieszanki. Studia zabrały mi cały wolny czas, a później zajęłam się innymi olejami ;) W tym tygodniu zdecydowanie muszę przygotować którąś wersję! Muszę zużyć Kallosa, więc pewnie będzie to wersja III, ale z większą ilością cytryny :)
Znacie może jakieś sposoby na wykorzystanie maski latte? Ona u mnie zdaje się nie mieć dna :)
Ania
Najbardziej podoba mi się wersja II ;) Chociaż resztki żółtka we włosach brzmią strasznie ;P
OdpowiedzUsuńCo studiujesz? :)