niedziela, 12 stycznia 2014

I love Firmoo!

Kto jeszcze nie słyszał o Firmoo? :)
Ponad rok temu pisałam o moich pierwszych okularach od Firmoo -> KLIK

Jakiś czas temu Firmoo odezwało się do mnie ponownie. Spędziłam dobrych kilka godzin wybierając dla siebie idealne oprawki i tym razem skusiłam się na okulary przeciwsłoneczne
Przesyłka dotarła do mnie błyskawicznie, i to mimo okresu świątecznego! Paczka wysłana w Wigilię dotarła do mnie cztery dni później. Szybciej niż przesyłki wysłane Pocztą Polską 2 tygodnie wcześniej!
W komplecie otrzymałam jedno solidne, czarne etui, drugie etui miękkie oraz zestaw majsterkowicza.


Wybrałam ten model: KLIK. Mojej wersji kolorystycznej "Tortoise" nie ma już na stanie. Nie wiedziałam nawet, czy uda mi się ją dostać. Po wybraniu oprawek i koloru zabrałam się za wypełnianie informacji o szkłach. Miałam problem z formularzem, tzn. przy zaznaczaniu opcji, którą powinnam wybrać wyskakiwał błąd. Napisałam o tym Laurze, a po jakimś czasie zauważyłam, że moich Tortoisów już nie ma w magazynie. Nie wiedziałam, czy mam je zaklepane, więc jako drugi wybór podałam oprawki, które już na początku bardzo mi się spodobały (KLIK). Przy odbieraniu przesyłki zrozumiałam, co czują dziewczyny zamawiające boxy! :) Do samego końca nie wiedziałam (i nie chciałam dopytać :)), czy otrzymam okulary przeciwsłoneczne, czy mój drugi wybór. Po cichu liczyłam na przeciwsłoneczne i się udało! :)

Jestem z nich bardzo zadowolona. To moje pierwsze okulary słoneczne dopasowane do mojej wady, więc dla mnie jest "wow" :)
Dla tych, którzy chcieliby spróbować, ale się boją lub nie czują się pewnie z korespondencją w języku angielskim: nie ma się czego bać :) Ludzie od Firmoo są pomocni i wszystko dokładnie tłumaczą. Tym razem korespondowałam z Laurą. Jest bardzo cierpliwą osobą i poradziła sobie z moim problemem w zamówieniu, załatwiając całą resztę sama :)

W rzeczywistości okulary nie są aż tak czarne jak na zdjęciach z flashem. Kolor szkieł to Grey 80% - zupełny strzał, nie wiedziałam, ile procent potrzebuję :) Szkła mają indeks 1.57, antyrefleks i są pokryte powłoką UV. Niestety nie dowiedziałam się, czy chodzi o UV 400, a sama nie znam się na tym na tyle, żeby wyciągnąć wnioski.






Firmoo poleca korzystanie z wirtualnej przymierzalni, informując, że 98% osób znalazło w tej sposób idealnie dopasowane do siebie oprawki. Ja nie wgrywam swojego zdjęcia, ale wzoruję się na gotowym zdjęciu pani, która ma podobny kształt twarzy do mojego i identyczną wielkość PD :)

Nadal obowiązuje program pierwszej pary okularów gratisFirst Pair Free program. Jest to oferta skierowana dla nowych klientów. Każdego dnia aktualizowana jest lista oprawek do wyboru. Jedyne koszty jakie trzeba ponieść to koszty przesyłki - czyli, o ile nic się nie zmieniło, to za ok. 60zł możemy mieć nowe okulary :) 


Z mojej strony naprawdę polecam Wam te oprawki. Mam drobną twarz i nie znoszę wybierać okularów w stacjonarnych sklepach z tego względu, że nigdy nic mi nie pasuje. Zwykle irytuję się, że kolejna para mi nie pasuje, a w końcu łapię doła, że jestem niewymiarowa i brzydka. Wiele lat nosiłam soczewki, a w domu kryłam się w nietwarzowych oprawkach. W Firmoo najbardziej mi się podoba to, że mogę porównać wymiary wszystkich oprawek. Najpierw wybieram te dobrane do mojej wielkości PD, a następnie kieruję się wielkością okularów - już na starcie odpadają te niepasujące i mogę się skupić na tych, które mi się podobają ;) 

Otrzymałam również kod zniżkowy dla czytelników mojego bloga! "ONEBLOGS4" pozwoli zaoszczędzić $30 na okulary z serii klasycznej (Classic Series) :) Tutaj dostępne są okulary z tej serii. Kod jest dostępny dla pierwszych 5 osób, ale wygasa dnia 2014-02-08 o godzinie 21:21:57.

A jeśli jesteście zainteresowane współpracą z Firmoo, odwiedźcie tę stronę -> KLIK. Chętnie współpracują nawet z młodymi blogerkami, co udało mi się osiągnąć rok temu :)

Ania

niedziela, 8 grudnia 2013

Miesiąc w zdjęciach (cz. I)

Koniecznie muszę nad sobą popracować. Tak bardzo nie potrafię się zorganizować, że ominęły mnie aż 3 comiesięczne aktualizacje włosów. Zdjęcia robiłam prawie na bieżąco, a nie znalazłam czasu na podsumowanie miesiąca... 
Już grudzień, więc czas ogarnąć swoje życie i wejść w Nowy Rok z czystszym sumieniem ;)

Co się u mnie ostatnio działo?


  1. Dezynfekcja szminek i kredki do oczu! Dwie szminki są wiekowe, najwyższy czas było je odświeżyć. Trzecią szminkę razem z kredką dorwałam na promocji. Inne klientki mogły je wymacać lub chociaż otwierać opakowania, więc wolałam się zabezpieczyć.
  2. Najnowszy nabytek, w którym się zakochałam. Wibo, Last & Shine, nr 3. W końcu trafiłam na odcień czerwieni, który idealnie pasuje do mojego koloru skóry! Oglądając swatche z Internetu, zauważyłam, że jest bardziej różowy, jednak u mnie wygląda na jasną czerwień z koralem. Na zdjęciu widoczna jest tylko jedna warstwa lakieru :)
  3. Zaczynam się bawić makijażem. Pierwsza, nieśmiała próba z cieniami Gosh.
  4. Kolejny nowy lakier, nr 180. W domu, przy żółtawym świetle żarówek wygląda tak jak na zdjęciu - kolor idzie w brązy. Wolę go w świetle słonecznym i sztucznym białym, nabiera bardziej intensywnego, bordowego odcienia :)
  5. Zakończyłam drugą kurację grzybkiem tybetańskim. Na początku nie mogłam znieść jego smaku, a teraz nie mogę się doczekać, aż skończy się przerwa między kuracjami!


  1. Blogosferę zalały informacje o rabacie -40% w Rossmannie. Akurat nie miałam lakierów na zimę, więc kupiłam szminki, a następnego dnia przypomniałam sobie o lakierach :p Nie mam pojęcia, dlaczego w koszyku znalazło się serum Lovely, nigdy go nie chciałam. Ogólnie promocja w Rossmannie nie zrobiła na mnie dobrego wrażenia. Jedyne lakiery, które mnie interesowały, nie były w promocji. Sprawdzałam ceny eyelinera L'Oréal Super Liner Perfect Slim:
    Hebe: 29,99zł, po rabacie 40% - 17,99zł 
    Ross: 32,49zł, po rabacie 40% - 19,49zł
    Wcześniej w Rossmannie kosztował 30zł. Wiem, że to grosze, ale sam fakt zawyżania cen przed promocją budzi we mnie niesmak. Co więcej, teraz liner kosztuje mniej niż z rabatem -40% :)
  2. Zakochałam się w mydełkach! Od kilku miesięcy nie używam żeli do mycia twarzy ani pod prysznic. Niestety z mydłem Aleppo 20% się nie polubiłam, za bardzo ściąga mi skórę.
  3. Upiekłam pyszne bułeczki :) Tylko kilka z nich przypominało z wyglądu bułki, ale wszystkie wyszły przepyszne!
  4. Podczas masażu skóry głowy przestraszyłam się, że coś mi się wbiło w skórę (naprawdę kłuło w palec!), jednak po dokładnych oględzinach okazało się, że to po prostu bardzo gruby, krótki włosek. Dla kogoś z problemem łysienia to wielka sprawa! Szkoda tylko, że jest jeden jedyny i to w miejscu, które nigdy nie otrzymało ani jednej dawki leków - nad karkiem ;)
  5. Zrzucam skórę. Postanowiłam skorzystać z jesieni i złuszczyć przebarwienia potrądzikowe. Stosuję Atrederm 0,025% i już nie maluję się na brodzie, bo wstyd tak wyjść do ludzi :D
  6. Odważyłam się nałożyć Cassię na włosy. Akurat miałam paromiesięczny bad hair day i od dłuższego czasu szykowałam się psychicznie na większe podcięcie. Było mi wszystko jedno, więc postanowiłam zaryzykować. Na szczęście nie zauważyłam przesuszenia, ani ocieplenia koloru włosów. Po kolejnym myciu włosy odżyły, wyglądały o niebo lepiej, więc ścięcie znowu odwlekło się w czasie :)

A Wam jak minął miesiąc? :)

Ania

poniedziałek, 28 października 2013

Wyrok zapadł - łysienie androgenowe... Wizyta u trychologa.

Długo zbierałam się do opublikowania tego wpisu. Jak widać po datach, zaczęłam pisać ponad 2 miesiące temu. W międzyczasie dowiedziałam się kilku nowych rzeczy i skończyłam pierwszą kurację, więc moje odczucia i niejasności się zmieniły. Nie chcę przeredagować całego posta, żebyście widziały jak przez to po kolei przechodziłam, więc po prostu gdzieniegdzie dodam edity ;)

12.08.2013 - trycholog
Niestety. Wizyta u trychologa potwierdziła moje największe obawy. Już tradycyjnie, po zajęciu miejsca usłyszałam: "O Boże". Zastanawiam się, czy wszyscy przesadzają, czy może to ja się przyzwyczaiłam do wyglądu swoich włosów. Pani trycholog od razu stwierdziła, że to łysienie androgenowe

Najpierw zbadała moją skórę głowy. Na obrazie z kamerki widziałam swój skalp i włosy w dużym powiększeniu. Istna sahara: włosek, długo, długo nic i w końcu kolejny włosek. [edit: to chyba jednak nie jest dziwne, sprawdzałam na mikrokamerce sierść swojego psa i ma podobną gęstość mieszków, jednak z jednego mieszka włosowego wyrasta mu z 10 włosów]
Zdrowym, młodym dziewczynom powinny wyrastać po 3-4 włosy z każdego mieszka włosowego, u mnie w łysiejących miejscach najczęściej jest to tylko jeden włos... Gdzieniegdzie wyrastają dwa włosy, jednak jeden z nich jest stary i czeka na wypadnięcie. Pani trycholog zauważyła pojedyncze martwe mieszki, mam przebarwienia okołomieszkowe, to znaczy, że z nich już nigdy nie wyrosną włosy. Mam też włosy meszkowe - cienkie i mało widoczne :(

Skóra głowy została opisana jako mocno (i to z wykrzyknikiem!) tłusta, łojotokowa. Zostałam pochwalona za jej ładny stan! :) Pani trycholog spodziewała się obecności drożdży lub łupieżu, a skalp okazał się być czysty. Androgenowe ustaliła na poziom średni. Dowiedziałam się jeszcze, że nie mam naczyniowej skóry na głowie: nie jest blada = bez niebieskich odcieni. 

Pani trycholog pokazała mi jak wykonywać pobudzający krążenie masaż głowy (mocno, aż do zaczerwienienia skalpu :o) i kazała robić to codziennie do końca życia. Masaż powinien być bez okrężnych ruchów, od czoła do połowy głowy zgodnie z układem limfatycznym. Jestem już po wieczornym masażu, ale chyba mi nie wyszło, bo skalp tylko w kilku miejscach się zaczerwienił, a szczotkowałam tak mocno, że aż dostałam łupieżu. Przewiduję dokładne oczyszczenie skóry głowy z martwego naskórka przez takie masaże. Po kilku godzinach skalp zaczął lekko pobolewać, ale to chyba oznacza poprawę ukrwienia!

Na szczęście mam szansę na poprawę. Martwe mieszki są w mniejszości, a mogę liczyć na to, że po dobraniu właściwego leczenia będzie mi wyrastać więcej włosów z jednego mieszka włosowego.

Ostatnim punktem wizyty było badanie skóry głowy mojej mamy. U niej łysienie jest bardziej zaawansowane, a okazało się, że to moje mieszki włosowe są w gorszej kondycji :( Nie wyobrażam sobie, jak ja będę wyglądać w jej wieku, jeśli nie pokonam choroby! Moja mama jest posiadaczką naczynkowej skóry głowy, włosy ma cienkie.

Pierwszych efektów mogę się spodziewać minimum po półrocznej kuracji. Mam znaleźć dobrych specjalistów: endokrynologa i dermatologa. Czeka mnie głównie leczenie dermatologiczne. U endykronologa mam tylko sprawdzić podejrzenia co do Hashimoto.

Opowiadałam o własnoręcznie robionych wcierkach do włosów, jednak to za mało. Naturą daleko nie zajdę, muszę zacząć przyjmować profesjonalne preparaty na łysienie... Chociaż! Pani trycholog była zdziwiona moim stanem włosów. Powiedziała, że przez moją chorobę powinnam mieć szorskie i suche włosy! Podobno suche jeszcze są, ale bardzo miłe w dotyku :)

Skalp podczas szczotkowania - nadal biały:




Jestem taka łysa, bo naciągam mocno pasma włosów, które są po intensywnym szczotkowaniu drugiego dnia po myciu (sebum zostało rozprowadzone na włosach).


Oczywiście, jak wychodzę do ludzi to wyglądam raczej normalnie... zresztą widzicie zdjęcia z aktualizacji włosowych na blogu :). Zdradza mnie tylko widok z góry. Przez te wszystkie lata nauczyłam się maskować tę niedogodność. Dodatkową zaletą, o dziwo, jest posiadanie cienkich włosów - są lekkie i nietrudno jest odbić je u nasady i uzyskać objętość. Puszenie przy dużej wilgotności również mi sprzyja: włosy się unoszą i jest ich optycznie więcej.

Jestem wściekła na naszą służbę zdrowia! Tyle lat chodziłam po lekarzach! Odwiedzałam dermatologów, endokrynologów, byłam w szpitalu, regularnie badałam hormony, dbałam o siebie, aż w końcu sama musiałam szukać sposobów, żeby jakoś sobie pomóc. Prawie każdy lekarz bagatelizował mój problem i mówił, że takie geny, albo że tak wyglądają cienkie włosy, że już tego nie zmienię. Słyszałam też, że włosy to nie wszystko, a wyniki badań nie wskazują na żadną chorobę... Zainteresowała się mną tylko pani dermatolog [edit: dermatolog nr 2], jednak ja skończyłam temat zniechęcona brakiem efektów (było to kilka lat temu, kiedy wierzyłam lekarzom, że już nic się nie zmieni). Dostałam wtedy skierowanie na badanie żelaza (w normie), dwie wcierki (jedna nawet pomogła) oraz receptę na dwie nietanie wcierki, które żałowałam, że kupiłam: Alpicort E i Alpicort (trądzik posterydowy, utrata skrętu włosów).

20.08.2013 dermatolog nr 1 (polecona przez panią trycholog - koleżanki z jednej kliniki)
Od razu poszłam do dermatologa (obcego, żeby świeżo na mnie spojrzał) z wynikami badań. Pani obejrzała moją skórę głowy pod lupką i potwierdziła diagnozę trychologa. Dowiedziałam się, że mam 50% szans i że czeka mnie kosztowne leczenie do końca życia. Zaproponowała mi zabiegi w swoim prywatnym gabinecie: mezoterapia 6-8 sesji, każda po 200zł oraz osocze bogatopłytkowe 2-3 spotkania po 1000zł. Zabiegi mogę zacząć wykonywać po 3 miesiącach od leczenia, żeby sprawdzić, czy leczenie farmakologiczne działa. Dostałam receptę na Alpicort E i na Loxon 5%.

Sama wizyta nie była zbyt przyjemna. Pani dermatolog jest bardzo szczera i realistycznie patrzy na problem, więc wprost mówiła, że mam bardzo duże prześwity jak na mój wiek (22), że muszę walczyć, nie mogę już sobie odpuścić, bo przegram. Zdradziła mi też, że swego czasu był świetny lek na łysienie, pomagał większości pacjentów, efekty były najlepsze ze wszystkich dostępnych nawet teraz możliwości... i nagle został wycofany... Miał przystępną cenę, więc pewnie nie opłacało się go sprzedawać, skoro teraz mogą tyle zdzierać od ludzi.
Mam już umówioną drugą wizytę na grudzień, ale nie jestem pewna, czy chcę się leczyć u tej pani. Nie czułam, żeby się przejęła moim problemem, była nieprzyjemna i niechętnie odpowiadała na dodatkowe pytania. Nie mówiła nic o stopniowym zejściu z Alpicortu E (hormonów) - mam go brać 1,5 miesiąca, a potem zmienić kurację na Loxon 5%. Potem mam przyjść na wizytę i zobaczyć, czy leczenie pomaga, czy warto zainteresować się mezoterapią lub osoczem.

03.09.2013 dermatolog nr 2 ("mój" od 6 lat)
Ta-dam! Recepta na Alpicort i Alpicort E :) Tak, to te wcierki, które mi przepisała jakieś 2-3 lata temu (miałam wrażenie, że to było z 5 lat temu, ale wizaż pamięta lepiej :) ). Wtedy niesamowicie mnie po nich wysypało na twarzy, dekolcie i plecach, a dodatkowo całkowicie straciłam skręt włosów (podejrzewam hormony w składzie). Przyznaję, że wtedy nie zwracałam większej uwagi na włosy, nie porównywałam włosów przed i po kuracji oraz nie dbałam o dobrą pielęgnację włosów. Nawet nie przejmowałam się samym wyglądem włosów. Po prostu przeszkadzało mi, że rówieśnik zauważył moje łysienie i zwrócił mi na to uwagę. Tym razem wszystko dokumentuję i sumiennie sprawdzę efekty :)

Lubię chodzić do tej pani dermatolog ze względu na jej podejście: zawsze poświęca mi dużo czasu, tłumaczy stan choroby, opisuje dokładnie na kartkach schemat leczenia (z kolorami i rysunkami :D). Dostałam zalecenie stosowania profilaktycznie przeciwtrądzikowo Epiduo żel oraz wcierkę robioną na zamówienie. Przepisała mi zwykły Alpicort (bez hormonów), żeby po 1,5-miesięcznej kuracji Alpicortem E zejść z codziennego stosowania hormonów do stosowania 2 razy w tygodniu. W pozostałe dni używam Alpicortu zwykłego. Po kolejnym miesiącu działamy Loxonem 5%. Pani dermatolog uprzedziła, że Loxon mocno wzmaga przetłuszczanie skóry głowy, a mam go stosować 2 razy dziennie. Dobrze, że mamy sezon czapkowy, będę mogła się pod nimi chować.
Powiedziała, że nie mam innej alternatywy leczenia. Alpicort E jest jedynym lekiem na moją chorobę. Loxon działa w inny sposób, jednak warto spróbować.

Spytałam jak to jest z łączeniem kwasów z Alpicortem. Proponowała poczekać do zakończenia kuracji, żeby nie wystąpiło nadkażenie (?). Z Loxonem nie ma takich problemów. Przez całe 2 miesiące z Alpicortem kwasiłam się tonikiem PHA 6% i acnedermem i wydaje mi się, że wszystko jest ok :) Jedynie zauważyłam pojedyncze krostki na linii włosów, ale pani dermatolog mówiła, że mogę się ich spodziewać podczas kuracji.



Na początku używania Alpicortu E zaczęłam linieć, co mi się dawno nie zdarzało. Po przebudzeniu wyciągałam włosy z warkocza... Po kilku dniach się uspokoiło. Niestety, nadal jest masakrycznie: gubię masę włosów przy myciu i czesaniu. Po ponad miesiącu liczba traconych włosów wcale nie maleje... Skóra głowy jakoś się trzyma, mimo moich obaw dotyczących IPA (moje włosy i paznokcie nienawidzą alkoholu izopropylowego) i kwasu salicylowego w składzie. Wyczuwam jednak coś dziwnego, takie nierówności na skórze. Nie wiem, co to jest, moja mama oglądała skórę głowy pod światłem i nic nie zauważyła. Możliwe, że kwas salicylowy delikatnie złuszcza mi naskórek i stąd to uczucie. Wykonałam raz peeling cukrowy i pomogło tylko na dzień.

Mama zbadała mi skórę głowy i stwierdziła, że w sumie mam gęste włosy, nawet na czubku, jednak są bardzo cieniutkie i przezroczyste. Jednak na kamerce widać zwykle 1 włosek na 1 mieszek włosowy.

Jestem już po 1,5-miesięcznej kuracji Alpicortem E i zaczęłam naprzemienne stosowanie Alpicortu zwykłego z Alpicortem E. Pod koniec listopada zaczynam kurację Loxonem 5%.

Niedługo będę musiała się zdecydować, u kogo chcę kontynuować leczenie. Pierwsza pani dermatolog nie zrobiła na mnie dobrego pierwszego wrażenia, a drugiej przez te wszystkie lata nie dałam możliwości popisania się - interesowały mnie natychmiastowe efekty i szybko się zniechęcałam kuracjami. Zrobiłam nawet tabelkę porównującą ich cechy, jednak nadal nie wiem kogo wybrać. Na razie leczę się wg porad dermatolog nr 2, bo wydają mi się bardziej logiczne. W grudniu będę się tłumaczyć pierwszej pani, dlaczego dołożyłam sobie buteleczkę Alpicortu zamiast zmienić leczenie na Loxon :)

dermatolog nr 1dermatolog nr 2
obejrzała skalp pod lupkąnie obejrzała dokładnie włosów/skóry głowy (oglądała parę lat temu)
nagłe odstawienie hormonów dla zmiany kuracjihormony codziennie przed 1,5 miesiąca, potem tylko 2 razy w tygodniu
dała receptę i czeka na rezultat (konkretna czy niezainteresowana?), olała moje pytania o Hashimotokilka lat temu sama zlecała różne badania: żelazo, przeciwciała jądrowe (przychodziłam z innym problemem, ona pierwsza zwróciła uwagę na moje włosy)
stosowanie Loxonu 5% raz dzienniestosowanie Loxonu 5% dwa razy dziennie
reakcja na wiadomość o łysieniu androgenowym: przekazanie informacji o przebiegu zabiegów, które się wykorzystuje do leczenia, przepisanie wcierekreakcja na wiadomość o łysieniu androgenowym: "O... to nas nie cieszy..." ;p i przepisanie wcierek, żadnego słowa o dodatkowych zabiegach
zaleciła branie żelaza w czasie miesiączki (wynik w normie, ale przy dolnej granicy, więc wtedy mogę być poza normą)to ona zleciła badanie żelaza, ale uznała, że jest ok
nie podała dawek leków, musiałam dopytać, czy brać raz dziennie, na karteczce dostałam tylko nazwy leków i długość trwania kuracjiwszystko mam na karteczkach rozpisane i rozrysowane, uwzględnione pory dnia, miejsca na ciele, dni tygodnia i dodatkowe informacje
podobno specjalizuje się w łysieniu, jest polecana, przed gabinetem ma tłumy-
-przepisywała mi przeciwtrądzikowo acnederm, differin, itp., jednak nigdy nie wspomniała o filtrach
-przy każdej wizycie przeglądała całą kartę pacjenta i pytała o efekty w leczeniu różnych niedoskonałości
-dobrze mnie zna, zawsze bada mi pieprzyki i nawet pamięta, gdzie są ułożone pod ubraniem :p

Pozostaje mi tylko sumiennie wcierać i czekać na rezultaty. A Wy którą panią dermatolog byście mi doradziły? Jeśli używałyście Loxonu 5% było to raz czy dwa razy dziennie?

Ania

sobota, 31 sierpnia 2013

Moje włosy - sierpień (cz. XIV)

Zwlekałam z sierpniową aktualizacją, bo praktycznie całą drugą połowę miesiąca miałam bad hair day :( Niestety, ma to związek z moją chorobą i lekami, ale o tym w kolejnym wpisie. Włosy są odwodnione, elektryzują się, brak im objętości. Na szczęście skóra głowy mocno się nie buntuje. Mam wrażenie, że włosy sporo podrosły. Szkoda tylko, że kosztem jakości ;p 

Ostatnio olejowałam włosy 1-3 razy dziennie - wszystko wypijały, nawet większą ilość. Od jutra wprowadzam mocno nawilżające maski z dodatkiem półproduktów, gotuję żel lniany i robię mgiełki nawilżające. No i liczę na poprawę :)

Początek sierpnia. Chwilowa objętość po koczku na czubku głowy:



A tak wyglądały przez ostatnie 2 tygodnie:

Gdzie moje włosy? :(



Ania
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...